Wczorajszy pobyt w Ikei przyprowadził wspomnienia zamglone łzą. Gdy bywaliśmy tam kiedyś, jakoś tak zawsze poruszały mnie dzieci - wszechobecne, wędrujące, dotykające eksponatów, huśtające się, próbujące ciasteczek, potykające się, płaczące ze zmęczenia. Kąciki dla Maluchów wygospodarowane i uwrażliwione na ich potrzeby. Pośród tego wszystkiego stało samotnie moje marzenie - o dziecku... . Niespełnione od razu, wytęsknione, obecne na wielu krokach... . Tak bardzo chciałam być jedną z tych mam - z ciepłą dłonią od dłoni najmniejszej trzymanej z frasunkiem. I wróciłam już jako mama, choć bez córeczki - Lampeduzianki, która została w domu i miałam wczoraj tak ogromne poczucie szczęścia, spełnienia, że czekając na pełną tacę, pozwoliłam sobie na łzy, które przełykałam ze smakiem.
Ile takich marzeń - mamusiowych - czeka wciąż jeszcze na spełnienie???
Ja wciąż dziękuję za moje- zrealizowane.
bycie mama jest cudowne i powodow do wzruszen wiele...pozdrawiam i zapraszam http://schokolade-czekolada.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńCałe oceany wzruszeń... dziękuję za zaproszenie :)
OdpowiedzUsuń