czwartek, 31 marca 2016

Gawędy Simony Kossak u progu wiosny

"Kossaków postrzega się retro, jak epokę, która minęła, a ona nie minęła, o nie, nie, nie. Wszystko zaczyna się od nas".
                                                                                                                                    Simona Kossak


Niełatwo namalować portret "batalistki" i mistrzyni tajemnicy. Sceny z jej życia trzeba szkicować węglem i rysować cienkim ołówkiem, malować farbą i rozbielić akwarelą. Trzeba wycisnąć trochę czerwieni, zieleni  oraz pasteli, ale też odrobinę kadmowej żółci i czarnej perły.

I trzeba wziąć dwa płótna. Po pierwsze opowiedzieć o niej, malując pejzaż Krakowa, a po drugie pokazać ją na tle Białowieży i puszczy. I należy oddzielić ( i nie oddzielić) obie części grubą kreską, zaznaczając na tym drugim obrazie, że pierwszy był tylko zaprawą w bojach przed drugim. 
I trzeba przekonać tych, którzy ją znali, żeby opowiedzieli prawdziwą historię kobiety, która już za życia obrosła w mity. O swoim życiu w Krakowie Simona  stworzy bowiem na potrzeby ciekawskich ładnie opowiedzianą bajeczkę. O życiu w puszczy opowie bowiem tak, że uwiedzie dziennikarzy wizją raju. 

                                                              Anna Kamińska Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak




Niecodzienne to były chwile utkane z niezwyczajnego - jak głosi tytuł biografii - życia Simony.
Pierwsze spotkanie w Krakowie w pięknym nieco mrocznym dworze pośród obrazów i rodowych pamiątek, gdzie zaglądałam do pracowni Jerzego Kossaka (syna Wojciecha, wnuka Juliusza) wdychając zapach farb i spoglądając przez ramię na dopracowane końskie łby, by później wraz z Simoną i Glorią ( siostrą ) biegać po ogrodzie i opiekować się wypadającymi z gniazd ptakami, czy gonić po trawie za żółwiem. A drzewa pamiętające wiersze ciotki dziewczynek Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej szumiały wersami.
Zwieńczeniem podróży była Białowieża, a dokładniej oddalona o 6 kilometrów leśniczówka Dziedzinka- bajeczne miejsce bez prądu i wody, gdzie warowała przy nodze gigantyczna locha Żabka, domagając się pieszczot, a niepokorny kruk Korasek zachowywał się jak "oswojony bandzior i złodziej".Sowa, myszołowy i popielice w filiżankach lokatorzy jak się patrzy.
To była osobliwa podróż do miejsc niezwykłych, rajskich, ludzi mocnych i odważnych, pasji nadzwyczajnych, gdzie dowiadywałam się o kindersztubowym dzieciństwie, studiach, zawiłej relacji z fotografikiem Lechem Wilczkiem i walce o swoje miejsce na ziemi i o przyrodę.






Radiowe gawędy przytoczone w biografii zawróciły mi w głowie swoją uniwersalnością:

Dzięki badaniom nad skakauszkami, australijskimi gryzoniami, wiemy już dokąd prowadzi zimny chów. Otóż wniosek pierwszy wysnuty na podstawie wyników eksperymentów nieustanny życzliwy kontakt pomiędzy dorosłymi a nowo narodzonymi dziećmi gryzoni, nieustanne głaskanie, karmienie, czyszczenie i zabawy, bez odrzucenia i karcenia jakiegokolwiek małego zwierzątka, i to we wczesnym dzieciństwie, od momentu przyjścia na świat, decydują o możliwości zawiązana w ogóle przyjacielskich układów z grupą tego samego gatunku. Gdy tego zabraknie we wczesnym dzieciństwie, nie nadrobi się tego już później żadnymi staraniami. Brak czułości i kontaktów z wieloma życzliwymi krewniakami równa się samotnictwo i przykry charakter w dorosłości. Kolejny wniosek: kontakty cielesne i zabawy dzieci z rodzicami są niezbędne przy późniejszym uczeniu się, pracy w grupie, dla dobra grupy.(...) Przenieśmy to wszystko na ludzi (...). 


Jednej z samic urodziło się dwoje dzieciaków. (...) I było dla mnie niepojęte dlaczego jeden z tych koźlaków jest bardzo silny, dominujący, a drugi jest niebywale ustępliwy, chowający się po krzakach, ustępujący wszystkim naokoło. (...) Okazało się, ze to jest tylko charakter. Jeden z nich był pewny siebie i dość szybko podporządkował sobie inne koźlątka, a drugi - wszystkie sarenki mogły mu grać na nosie, a w dzieciństwie szanse miały identyczne. I okazało się, że pierwsze zabawy małych sarenek zdecydowały o jego randze w stadzie dorosłych saren. I chcę tu powiedzieć złotą regułę dominacji, ponieważ jest ona ważna dla wszystkich zwierząt i wszystkich ludzi (...) : nie najsilniejszy zwycięża, tylko zwycięzca staje się najsilniejszym. Jak to możemy przełożyć na nasze stosunki? Jeśli synek albo córeczka nie reprezentuje krzepy fizycznej, bezczelności, tupetu, to wcale nie znaczy, ze jest ten nasz dzieciak skazany na to, by się podporządkowywać, być wykonawca poleceń, nie być nigdy nikim ważnym. Nieprawda, jeśli pomożemy zdobyć dziecku pierwszy, drugi, trzeci sukces, wszystko jedno, w konkursie recytatorskim czy na podwórku, to hodujemy przyszłego zwycięzcę, a zwycięstwo zrobi z niego krzepkiego człowieka (...). 

Nawet nie wiem kiedy luty czmychnął, a tu już kolejny miesiąc macha na pożegnanie. Właśnie marcowo jeszcze, poświątecznie, słonecznie pozdrawiam Was i wymowna zieleń ławki niech przypomina, że już niedługo kolor ten rozgości się wokół nas na dobre.  




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...