poniedziałek, 13 października 2014

"Londyn NW" Zadie Smith słowami, obrazami, emocjami oddycha.

W Willesden ludzie chodzą boso, ulice nabierają charakteru europejskiego, szerzy się mania jedzenia na świeżym powietrzu. Ona jednak trzyma się cienia. Jest ruda. 

                                                                                                                         Zadie Smith "Londyn NW"

*

Pierwsze zdania zadziałały. Później już nie było odwrotu.
Najnowsza powieść Zadie Smith "Londyn NW"odurzyła, może bardziej jak szybki szot niż długo sączona lampka czerwonego wina.Odurza Londyn, historie bohaterów, a to jakiego języka używa Zadie chyba najbardziej.
Bohaterowie Leah, Felix, Nathan i Keisha/Natalie kiedyś idący krok w krok ( ta sama szkoła w dzielnicy blokowisk), dziś każdy wypełnia inną przestrzeń, oddychając albo spokojniej, albo z przyspieszonym biciem serca, spełniając lub nie - marzenia o awansie społecznym. czy szczęście jest zawsze tym, czym się wydaje?

W świecie funkcjonuje system obrazów. Czekamy na doświadczenie dostatecznie wielkie lub gwałtowne, które nim wstrząśnie lub całkowicie go zburzy, ale moment ten nigdy nie następuje. 
Może nadchodzi na samym końcu, kiedy rozpada się wszystko i żadne obrazy nie są już możliwe.

Wsłuchiwałam się w ten rytm. Spacerowałam między stronami, niekiedy biegłam, potykałam się, uskrzydlałam, ale zawsze z niesłabnącym zaangażowaniem, obserwując jednocześnie miasto. 
Londyn, który odwiedziłam w 2005 roku - to już będzie dziesięć lat od naszego ostatniego spotkania -odkrywałam na nowo, od jednej stacji metra do drugiej i to w dzielnicach, których - będąc tam - nie odwiedziłam.Po zachwyt. A wtedy największy dotyczył mieszkańców. Prawdziwy tygiel kulturowy.
Powieść podzielona na cztery części - osoby, a każda z nich ma także swój wymiar językowy :Uważała się za nie wiadomo kogo.Typowy kokos: czarna na zewnątrz, biała w środku. 





Fragment wywiadu Michała Nogasia z Zadie zamieszczony w Gazecie Wyborczej







Teraz kuzynka zanurzona w Londynie, odurzona nim, ukradkiem kadrów kilka skradła miastu, a ja  zamieściłam je tutaj z gwiazdką.  Zapraszam do Londynu - tego z obrazów i tego ze słów. 


*
*


*



*
*


*

*



sobota, 4 października 2014

"Ale, kto wie, co jest możliwe?" - pyta Gretkowska. - Skrzydlaty przedszkolak!?

 Był już wieczór, mama, mówiąc, zapaliła lampę. Zauważyłam długi, jasny włos. 
Wypadł jej z koka, leżał na ramieniu. Boję się wypadniętych włosów mamy. 
A co, jeżeli to są nitki, jak ze swetra? Pociągnąć za jedną i spruje się cała mama? 
Zostalibyśmy wtedy sami: Maksio, Ciapek, ja. Oczywiście to niemożliwe. 
Tak myślałam w przedszkolu... Ale, kto wie, co jest możliwe?

                                                                                                                                  Manuela Gretkowska "Marysiu, jak myślisz?"







"Oczywiście to niemożliwe. Tak myślałam w przedszkolu...".
Jej nowy świat - delikatnie weszła, niby nieśmiało, ale początek zawiesił mnie nad ziemią, gdy drugiego dnia oswajania, stała pomiędzy jeszcze nieznanymi dziećmi w kółku otwarta na zabawę. Był to czas, gdzie rodzic na 1,5 godziny przychodził z dzieckiem - jeszcze wakacyjny. Obserwowanie CasaBlanki kończyło się niezauważalnym ocieraniem łez - szczęścia. Bezcenny czas.
Teraz cieszę się, gdy patrzę, jak chętnie frunie każdego ranka do przedszkola. Chwytam się tych skrzydeł, które i mnie unoszą. Cudowna, ciepła Pani, którą uwielbiłam po zebraniu, zaczarowała także córeczkę. Dzieci, o których opowiada i nowe smaki, które przynosi - świat - jej świat, ale ona swoimi słowami odmalowuje mi go w domu. Obejmuję każde zdanie - tak cenne. Układam w sobie te opowieści, by upewniać się, że jest szczęśliwa. Jakoś tak przecież tęsknię... .
Jednak chmury chorób przesłaniają nam słońce przedszkola. Teraz zapalenie ucha. Czekamy.  

A za nami Manuela Gretkowska.


Odkurzyłam wiedzę filozoficzną starożytności i średniowiecza.
CasaBlance pod zamykające się powieki słowami autorki kładłam dobro, piękno i miłość.
Czy śniła o Platonie, Sokratesie, św. Augustynie? Myślę, że bardziej o Marysi i jej piesku Ciapku.
Nieco pomijałam, uzupełniając sobie po jej zaśnięciu.








 Czy św. Hildegarda z Bingen zakładała jej na głowę wianek z kwiatów i ziół.



Gwiazdy tak pięknie świeciły niezasłonięte blaskiem żadnego miasta, ani brudnym powietrzem. Byliśmy przecież w ciemnym średniowieczu. Nad nami tylko księżyc i kolekcja gwiazd posegregowana na gwiazdozbiory.
- Lubisz obserwować niebo? -Pojawiła się Hildegarda w czarnym jak noc habicie. 
- Bardzo. Trochę się czasem boję... Jestem taka mała pod niebem.
- Marysiu, człowiek jest drobiną, ale swoją mądrością dorównuje aniołom. Jest światem w wielkim ciele. cokolwiek robi i myśli, wpływa na gwiazdy, na cały wszechświat. Jeśli postępuje źle, wszechświat też go źle potraktuje.
-Skąd ty to wiesz ?- Odnalazła nas mama - tysiąc lat później tak będą mówić ekolodzy, ludzie dbający o przyrodę.

A może śniła o mamie Marysi, która jest bohaterką i narratorką:  Według mojej mamy, skoro ludzie uważali ją za piękną, powinna wiedzieć, czym jest piękno. Zaczęła czytać o tym książki. Dotąd nie przestała. Została bibliotekarką.[...] Sama piecze nam chleb, ale nie ciasta. Uważa, że ciastkowe wypieki są staromodne [...] Żeby upiec ciasto, trzeba mieć przepis i filozofię życiową. Przepis podaje proporcje: ile jajek, mąki. A filozofia życiowa mówi, czy jest sens piec, babrać się w mące, czy kupić gotowe ciastko w cukierni. Kupujemy więc ciasta z powodów filozoficznych, najchętniej jabłecznik. Gdyby piekła go moja mama... upiekłaby całą jabłoń. Ona widzi świat całościowo, czyli holistycznie. Wszystko się styka ze wszystkim, holistycznie: pestka z jabłkiem, jabłko z ogonkiem, ogonek z pniem. Nic się nie zmarnuje, niczego nie odrzucamy. 




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...