środa, 10 grudnia 2014

"Królowa Śniegu" z obrazami Vladyslava Yerko obsypała płatkami - ptakami, zachwytami, cudami... .

[...] ani nieśmiertelne imię artysty, ani splendor korony nie czynią człowieka szczęśliwym; 
[...] szczęście można znaleźć tam, gdzie ludzi zadowala drobiazg, bo kochają i są kochani...

                                                                                                               Baśń mojego życia H. CH. Andersen


Mikołajkowe niedzielne spotkanie pracownicze męża.
Różowy kapelusik pełen zachwytów biegał szczęśliwy to tu - to tam, rozsypując dookoła gwiezdny pył.
O dwie głowy większą od siebie dziewczynkę za rękę chwyciła, gdy Śnieżynka poprosiła o dobranie się w pary. A ja obserwowałam ukradkiem przedszkolaka w akcji, wśród innych, obcych dzieci i łza kręciła się jak na karuzeli. Odważnie brała udział w zabawach, konkursach  Już nie ta sama - CasaBlanka.













Dzisiaj rano za oknem jakby Królowa Śniegu przeleciała saniami nad dachami mojego sypialnianego krajobrazu.
Tak pięknie oszronione dachy przywołały popołudniowe płatki - ptaki, które leciały z nieba.
Wszystkim nam na lekcji zadrżało w duszach i okrzykami radości świętowaliśmy cuda.
Trwały chwilę i nie zostawiły tylko pozornie śladu, bo przecież wnętrza pobieliły, rozświetliły.
Taki dzień!
Na tą okazję zatem Królowa Śniegu - zachwyca niezmiennie od tamtego roku.

... a zegar mówił: tik, tak! i wskazówki poruszały się, ale, przechodząc
przez drzwi, spostrzegli, że byli już dorosłymi ludźmi. Róże w rynnie
na dachu kwitły i zaglądały w otwarte okna - stały tam małe, dziecinne
krzesełka; Kay i Gerda usiedli na nich i wzięli się za ręce; zapomnieli
jak o złym śnie o zimnej, pustej wspaniałości u Królowej Śniegu.
Babka siedziała w jasnym blasku słońca i czytała z Biblii: "A jeśli nie
staniecie się jako dzieci, nie osiągniecie Królestwa Bożego!"

A Kay i Gerda spojrzeli sobie w oczy i nagle zrozumieli starą pieśń:

Róża przekwita i minie,
Pójdź, pokłońmy się Dziecinie.

Siedzieli więc oboje, dorośli, a jednak dzieci, dzieci w sercach, i było lato, gorące błogosławione lato. 
                                                                                                                                  H.Ch. Andersen
                                                                                                                                                                              Królowa Śniegu

































sobota, 6 grudnia 2014

Pinokio widziany oczami Innocentiego

Opiekunka zwierząt ( tak siebie nazwała pewnego dnia) zjawiła się u Cioci.
Na wizyty czeka z utęsknieniem, mknąc do Psiaka, by podstołowo nawiązywać z nim
czworonożny kontakt lub bardziej czworaczny;) 
Jest Casablanką z pluszakiem - zwierzakiem zawsze przy boku. Nie jest to jeden niezmienny.
Wymienia je jak rękawiczki, zataczając koła. Odkłada, by powrócić na nowo. 
Lalki nie uśmiechają się do niej tak, by miała chętkę na zabawę, nie przyciągają jej uwagi.
Koty - pierwsze miejsce, dalej konie - w tym jednorożce, psy, królisie, tygrysy ... lista długa jest.


Ukochany Psiak




Najnowszy towarzysz




Do zabawy i rodzina ptaszków ozdobnych dobra



Ostatnie dzieło - kocia rodzina


***

Lektura odkrywana na nowo.
Roberto Innocenti sprawił, że Pinokio już nie ten sam, co w dzieciństwie.
To tak, jakby urósł razem ze mną. 
Każda ilustracja sprawia, że spędzam nad nią czas jakiś.
Wiedziona historią bohaterów przemierzam Włochy, odwiedzam Niebieskowłosą Dziewczynkę, słucham rad Świerszcza - Który - Mówi, chowam się przed Lisem i Kotem. 
Dzieci w szkole wciąż z tym samym zapałem czytają Pinokia, a gdy wychodzą z ławki i opowiadają wybraną przez siebie najciekawszą przygodę, to serce rośnie.
Zapraszam:



















 





Wspaniałego mikołajkowego dnia!

niedziela, 30 listopada 2014

"Sońka" Karpowicza głęboka, głębsza, najgłębsza... .


Dawno, dawno temu – tak Sonia zaczynała  szczególne zdania, które grzęzły gdzieś w krtani, zatrzymywały się na gładkich, bezzębnych dziąsłach, by ześliznąć się na powrót w ciało: do płuc, serca i kurzu, zbijającego się w kłębki pośród starych, zużytych narządów. Ale niekiedy po tym «dawno, dawno temu», niekiedy jednak słowa pokonywały opór, przebijały tkankę mięsa i czasu, wybrzmiewały do końca i dopiero wtedy na powrót zagłębiały się w ciele: przez uszy wędrowały do mózgu, tam szukały miejsca, tam czekały, aż sen rozluźni zdarzenia, aż poluzuje problemy – wtedy to, który to już raz, słowa śniły się jako historie, i dobre, i złe, zależy którędy patrzeć, kiedy się obudzić i dokąd nie dotrzeć”.






Jak opisać "Sońkę"?
Jedyne co mogę, to wykorzystać do tego cytaty, one jeszcze do tej pory zawracają mi w głowie.

Tej książki się nie czyta... Ją się czuje. Zupełnie tak, jak we fragmencie:
Wypełniało mnie szczęście, szczęście rozsadzało ,mnie jak oddech nadmuchaną żabę, ulewało się poza mnie, biegło na pola i łąki, biegło do lasu i pod pierzyny. maszerowały po mnie ścieżkami mrówki, tylko od spodniej strony, pode mną, od skóry, tej schowanej we krwi. 



Tą książką się człowiek staje, tą historią, bohaterką, językiem... .
Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam z powodu piękna.
To historia, która porusza, poszerza, rozciąga uczucia i jest przewiązana najcudniejszą wstążką języka. Właściwie to nie potrafię o niej pisać. Ją się cytuje. Tam jest wszystko.
I łza, jak ta Sońki, toczy się po policzku:  
„A z jej prawego oka, z którego lata starły kolor, popłynęła wielka łza. Nie toczyła się żywo: najpierw wolno się formowała, formowała, aby z trudem się oddzielić. To nie była przezroczysta łza, tylko mlecznobiała. To nie była mokra łza, tylko nieznacznie wilgotna. Ta łza tak naprawdę była grudką soli. No i ona maszerowała zmarszczkami Soninej twarzy, jak gąsienica po starym, wykręconym liściu, bez nadziei na przepoczwarzenie czy przepotwarzenie, aż wreszcie, ominąwszy usta, spadła z brody na podłogę, gdzie rozprysła się w solny miał.”








A Karpowicz w wywiadzie dla Zwierciadła:

Sońka to postać prawdziwa, taka osoba naprawdę żyła w jednej z podlaskich wsi. I choć jej życie nie przekłada się dosłownie na to, co jest w książce, sama historia wojennego romansu dziewczyny ze wsi z niemieckim oficerem podczas drugiej wojny światowej - od początku mnie urzekła, pociągnęła za sobą. Nosiłem ją w sobie trzy lata. 


A w "Książkach. Magazynie do czytania" artykuł Ryszarda Koziołka.



Czas przyspieszył. Odliczanie na palcach jednej ręki ile Casablanka była w październiku w przedszkolu. Listopad nieco łaskawszy - niecałe dwa tygodnie. Walczymy z kaszlem, katarem, uchem.
Trudny czas, choć wiem, że nieunikniony, tym bardziej, że przedszkole uwielbia.
Październikowy Dzień Edukacji we Wrocławiu z Przyjaciółką na herbacie słodzonej rozmową zawsze wytęsknioną.


A to ogród październikowy jeszcze. Aż trudno uwierzyć, że jutro już grudzień.



poniedziałek, 13 października 2014

"Londyn NW" Zadie Smith słowami, obrazami, emocjami oddycha.

W Willesden ludzie chodzą boso, ulice nabierają charakteru europejskiego, szerzy się mania jedzenia na świeżym powietrzu. Ona jednak trzyma się cienia. Jest ruda. 

                                                                                                                         Zadie Smith "Londyn NW"

*

Pierwsze zdania zadziałały. Później już nie było odwrotu.
Najnowsza powieść Zadie Smith "Londyn NW"odurzyła, może bardziej jak szybki szot niż długo sączona lampka czerwonego wina.Odurza Londyn, historie bohaterów, a to jakiego języka używa Zadie chyba najbardziej.
Bohaterowie Leah, Felix, Nathan i Keisha/Natalie kiedyś idący krok w krok ( ta sama szkoła w dzielnicy blokowisk), dziś każdy wypełnia inną przestrzeń, oddychając albo spokojniej, albo z przyspieszonym biciem serca, spełniając lub nie - marzenia o awansie społecznym. czy szczęście jest zawsze tym, czym się wydaje?

W świecie funkcjonuje system obrazów. Czekamy na doświadczenie dostatecznie wielkie lub gwałtowne, które nim wstrząśnie lub całkowicie go zburzy, ale moment ten nigdy nie następuje. 
Może nadchodzi na samym końcu, kiedy rozpada się wszystko i żadne obrazy nie są już możliwe.

Wsłuchiwałam się w ten rytm. Spacerowałam między stronami, niekiedy biegłam, potykałam się, uskrzydlałam, ale zawsze z niesłabnącym zaangażowaniem, obserwując jednocześnie miasto. 
Londyn, który odwiedziłam w 2005 roku - to już będzie dziesięć lat od naszego ostatniego spotkania -odkrywałam na nowo, od jednej stacji metra do drugiej i to w dzielnicach, których - będąc tam - nie odwiedziłam.Po zachwyt. A wtedy największy dotyczył mieszkańców. Prawdziwy tygiel kulturowy.
Powieść podzielona na cztery części - osoby, a każda z nich ma także swój wymiar językowy :Uważała się za nie wiadomo kogo.Typowy kokos: czarna na zewnątrz, biała w środku. 





Fragment wywiadu Michała Nogasia z Zadie zamieszczony w Gazecie Wyborczej







Teraz kuzynka zanurzona w Londynie, odurzona nim, ukradkiem kadrów kilka skradła miastu, a ja  zamieściłam je tutaj z gwiazdką.  Zapraszam do Londynu - tego z obrazów i tego ze słów. 


*
*


*



*
*


*

*



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...