czwartek, 31 października 2013

Owinięte w "Chustę babci" poezje Julii Hartwig.

Człowiek, który zabiera się do  czytania wiersza, z góry wie, że przekroczy granicę codzienności.
Szuka w poezji czegoś, co da mu wsparcie, albo go zadziwi, ucieszy. 
                                                                                                                                  -Rozmowy z duchami -Gazeta Wyborcza,
                                                                                                                                  wywiad z Julia Hartwig 
                                                 

Jak dotrzeć
Jak dotrzeć - i czy trzeba - do tego podziemnego świata
który jest jak labirynt i gdzie wyśledzić można
nić jaką snuła zmęczona Ariadna
(To ty jesteś Ariadną ty zginiesz na brzegu opuszczona)
Jak dotrzeć - i czy trzeba - do tego podziemnego świata
pamięci która śpi i czeka na zbudzenie
na łaskę zgody z tym co się zdarzyło
czy może na upokorzenie co płynie z niemocy
wobec przeszłości To co miało być jednością
leży jak przewrócony na bok wieżowiec
wypełniony echami zaklęć i pożegnań
lustrami które zachowały odbicia twarzy tych co odeszli
Komu zdać trzeba sprawę? Gdzie złożyć rachunek?
                                                                                             Julia Hartwig

Tak mi dobrały się razem Chusta babci Asy Lind  z Julią Hartwig.
Słowa tej drugiej odnalazłam ostatnio.
Czytając z nią wywiad, zahaczyłam o mądrości:
- To chyba największa wada wieku późnego - brak rozmówców.
które były odpowiedzią na pytanie Jarosława Mikołajewskiego o to, czy brakuje jej Czesława Miłosza jako rozmówcy.





I stanęłam, pomyślałam o tych najbliższych, o tym, że przecież utracimy się kiedyś bezpowrotnie.
A i już świat bez niektórych, bez których wydawał nam się niemożliwy -istnieje. Straciliśmy - tych najmądrzejszych, wiekowych, przyprószonych siwizną, ale i doświadczeniem, z którego tylko czerpać jak ze źródła.
Jest w filmie Machulskiego "Ile waży koń trojański" taka scena, w której główna bohaterka cofa się w czasie i spotyka tam żyjącą wciąż, ukochaną babcię. Tyle do dopowiedzenia, wzruszenie, utulenie - trwanie, ponowny dar spotkania wypełniany po brzegi.
Gdy w snach spotykam swoją babcię - nadrabiamy czas - dotykam jej włosów, które uwielbiałam czesać i zapominam o tym, że jej już nie ma. To dobre niepamiętanie. Jeszcze nie przedstawiłam jej córeczki. Ale jest przecież w niej zaklęta.

-A co jest teraz? - zadaje pytanie dziennikarz naszej rozmówczyni-poetce.
- Mogę  pisać,  chodzić. Mogę widywać się z ludźmi, rozmawiać, słuchać muzyki - to ciągle sprawia mi radość i każe myśleć, że życie jest dobre. To niebolesny okres uspokojenia i bardzo łagodnego poczucia, że przeżywam ostatni fragment. Spokorniałam. [...] Wiem, że mogę tyle, ile mogę,nie więcej.  Trudno to nazwać zadowoleniem, raczej pewnością, że tak musi być.


Z Chustą babci nie inaczej.
Zaczyna się tak:
Biliam jest moim najlepszym kuzynem. Znamy się od zawsze. Znaliśmy się zanim nauczyliśmy się mówić. Oboje lubimy to samo:
białe kamyki,
te same potrawy,
a nawet fryzury.
I jeszcze lubimy myśleć. Biliam i ja. Razem się zastanawiać. Tylko we dwoje.

Myślą więc razem, a chusta babci pozwala działać ich wyobraźni. Razem przemierzają miejsca jak ze snu, a babcia stoi na straży i broni ich świata przed dorosłymi. Wie więcej, domyśla się, czego potrzebują najbardziej i jest najmądrzejsza na świecie.
Jestem zachwycona narracją książki, jej poetyckością dziecięcą, tematem.
Ilustracje Joanny Hellgren uwypuklają słowa.
Cudo!
Podsumować mogę tylko fragmentem wiersza Julii Hartwig.

Spójrz w jasne oczy dziecka
i zacznij sylabizować
kaligraficznie zadanie,
które zgubiłeś w podróży
zatraceń swego wspomnienia.


























poniedziałek, 28 października 2013

"Syreni śpiew kuchni" zasypany gradobiciem okruchów.

Zaczynamy od jesieni, bo wtedy wszystko się zmieniło.
Lubię jesień bardziej niż inne pory roku za jej mgliste poczucie celowości,
niedoświetlone poranki, ogniska, pieczone ziemniaki, nostalgię, kasztany i fajerwerki.

                                                                                                    Sophie Dahl - Apetyczna Panna Dahl 

























Rzadko obecna.
Jesienna już jestem i kuchenna, pomiędzy subtelnym jeszcze zachwytem tym, co za oknem i coraz odważniejszym spojrzeniem na to, co we wnętrzu odnowionej kuchni - tej wyczekanej. 
I pasują do niej książki kucharskie, które czytam częściej i oglądam niż wykorzystuję w praktyce.   
Ta książka ze zdjęcia otwarta na stronie, gdzie widnieje napis : mocna herbata i Miles Davis zaczyna się tak:

Był koniec września. Miałam osiemnaście lat i właśnie zupełnie bezceremonialnie skończyłam szkołę. Nie miałam pojęcia, czym chciałabym się zając, poza niejasną wizją, że zostanę pisarką, zamieszkam we włoskim palazzo i adorowana przez jakiegoś Włocha, który będzie codziennie wysyłał do mnie listy miłosne, będę przemykać przez rzymski rynek w sukni a la Sophia Loren z koszykiem dojrzałych, wonnych fig. Próbowałam wytłumaczyć to mojej matce w czasie lanczu , który jadłyśmy w restauracji przy Elizabeth Street w Londynie. Jakoś nie podzielała mojego entuzjazmu.





Każda pora roku zaczyna się przedmową - osobistą, do zaczytania.
Ta jesienna, którą rozpoczęłam, kończy się tak:

   I wiecie co? Jestem znów w miejscu, w którym byłam, mając siedem lat, może poza koralową szminką i niepowtarzalnymi kapeluszami. Nie udało mi się umknąć  przed syrenim śpiewem kuchni, której jestem nieodłączną częścią. Mówię o kuchni w sensie dosłownym i metaforycznym. 
  Atmosfera kuchni jest lekka i odprężająca, a budzące poczucie winy podejście do jedzenia absolutnie niedopuszczalne. Cenimy sobie uzdrawiającą moc czekolady. W kuchni jest piec, przy którym leżą psy ze schroniska... Przy oknie może stać pianino... W długie letnie dni drzwi do ogrodu są szeroko otwarte, a po kuchni lata kilka leniwych, nieżądlących pszczół. Kiedy pada, jest tu miejsce, żeby poczytać, a łyżka sama znajduje drogę do miski z ciastem. Herbatę pije się w poważnych rozmiarów filiżankach... triumfuje poczucie równowagi i humoru. To kuchnia moich dziadków, tylko z fotelem. To leniwe śniadania, przyjaciele kołyszący dzieci na kolanach, niedzielne pożegnania z obietnicą powrotu.

Uwielbiam takie historie zawieszone gdzieś pomiędzy Jajkami w koszulkach na pieczarkach z kozim serem, a Indyjskimi plackami ze słodkich ziemniaków.

    
















       U mnie w czasie niedzielnej sesji leniwy poranek ozdobił kolorowy czajnik, który wybulgotał (bo nie ma gwizdka) melodię mocnej owocowej herbaty, a piosenka Tori Amos o wymownym tytule- Flavor dopełniła całości.
      Już pokochałam surowy (jeszcze czekający na bejcę) sosnowy delikatny stół z Ikei - przy którym wiem, że wydarzy się mnóstwo uczt - naszych malutkich - z Panem Tau i Lampeduzianką, tyleż samo słów wpadnie nam do talerzy i filiżanek, otłuścimy rogi stronom gazet i książek, zasypiemy blat gradobiciem okruchów.
      I choć marzyłby mi się dom z ogrodem, z którego do kuchni zlatują się zasapane dzieci - wygłodniałe po inscenizowanych na świeżym powietrzu baśniach, to mam kuchnię na 3 piętrze i widok z pierwszego zdjęcia i tyle w niej szczęścia, że wystarcza!


czwartek, 10 października 2013

"Człowiek musi się opowiedzieć" - Wiesław Myśliwski


Pisałam wcześniej o wywiadzie w Radiowej Trójce z Wiesławem Myśliwskim.
Mocna, mądra rozmowa z człowiekiem, który wiedzą onieśmiela
Sama nie wiem, jak to się stało, ale z notatek sporządzanych w trakcie wywiadu, z których pochodzą poniższe cytaty - napisałam list - chaotyczny, gorący, niepoukładany, z niedokończonymi zdaniami - wysłany zaraz po napisaniu do Redaktora audycji Z najwyższej półki. I ... przyszła książka  - a było dziesięć papierowych i dziesięć elektronicznych do wygrania, ale słowa wyszły bardziej z potrzeby serca - nie spodziewałam się nagrody. Redaktor pisał, że przyszło ponad 1000 listów - czyli nie tylko moja potrzeba to była, nie tylko ja drżałam nad klawiaturą zaraz po wywiadzie.

Drogi Panie Michale!

            Jakie to znamienne, że pomimo tego iż tak bardzo chciałabym napisać do Pana ten list odręcznie z całym wewnętrznym światem , bo jak mówi autor -człowiek jest w piśmie ręcznym. Bo przecież "to co ważne musi być zapisane ręcznie". Chyba najbardziej cieszy mnie możliwość "opowiedzenie siebie" - to tak jak mówił autor "człowiek musi się opowiedzieć".
           
Dwu i pół letnią córeczkę położyłam w łóżeczku, powiedziałam jak ważna jest dla mnie chwila z tą audycją, zasnęła natychmiast dając mi możliwość zasłuchania.

 Maż wrócił z ogrodu i wchodząc do mieszkania i widząc mnie oderwaną i notującą - dzielnie milczał. Gdy zaprosiłam do wspólnego słuchania (a szykował właśnie kolację), powiedział, że podsłuchuje.

Cudna audycja, doskonale zmontowana, mądra Panem i Rozmówcą.
          
Mam 33 lata i już tak bliskie mi jest pojmowanie czasu, który już za mną . Już nie młodość, w której mogę być kim chcę, gdzie chcę - już po konfrontacji ze światem, z rzeczywistością o której mówił pisarz, że przecież jest ona "wewnętrznym światem człowieka" - i nie ma takiej samej rzeczywistości dla wszystkich. Więc już skonfrontowana z moim wewnętrznym światem, nauczycielka języka polskiego w szkole podstawowej, żona Człowieka, którego kocham (ale "czy tym samym stopniem miłości"? tego - jak sam pisarz- nie wiem, ale czuję, że jesteśmy blisko z wkładem w miłość naszą) -  mama Dziewczynki, za która wzięłam największą odpowiedzialność, bo kocham ja całym sercem ("Czy stać nas na większą odpowiedzialność niż miłość "? zapytuje autor) i kobieta, która już wie, że to co kiedyś wydawało się wieczne dla mnie ( czyli młodość właśnie) już teraz z prędkością mknie i jestem z każdym dniem już tylko starsza, świadomie starsza, zawsze już starsza -  bez złudzeń, bez szans na szalone zmiany, bo przecież uwielbiam być tu, gdzie jestem, bo czuję się bezpieczna, kochana i  cieszą mnie małe zmiany, dążenia. Ważne, że z ta nadchodzącą starością przychodzi to, że jesteśmy "coraz bardziej świadomi, bliżsi siebie..." jak podsumowuje pisarz.
         
Słuchałam tego wspaniałego wywiadu i wszystko we mnie drżało, wszystko jakby dla mnie, o mnie  - niesamowite. Nie czytałam książki, a po wywiadzie mam podobne uczucie jak Pan do książki - ten wywiad był o człowieku, którym ja jestem.
         
Dziękuję Panom z całego serca za ten czas, czas w którym refleksja za refleksją i mogłabym tak jeszcze pisać i pisać o tym co ważne, bo chyba wszystko. Niesamowite, ze każde zdanie było właściwie najważniejsze. A łzy popłynęły, gdy autor mówił o młodości -smutnej, przykrej - a przecież jest tak wielkim i mądrym człowiekiem!
          
Moją ręką, która "przedłużeniem głowy, uczuć, myśli" - stukam w klawiaturę i podpis składam elektroniczny, choć tak bardzo chciałabym odręczny. I jeżeli mogłabym dzierżyć w rękach to Dzieło, to tylko takie, gdzie mogłabym zakreślać ołówkiem cytaty, wąchać świeży druk i kartkować.

           Pozdrawiam nocą.








Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...