środa, 7 grudnia 2016

Hanya Yanagihara i jej "Małe życie" przedmiotem magicznym?


Dziękuję za to, że ...
każdego dnia mogę odbywać Metaforyczną podróż w świat wyobraźni i uczuć moich czwarto-, piąto- i szóstoklasistów.  Dziś na jednej z lekcji prowadził nas obraz Vladimira Kusha. 
Wyczekany powrót do pracy. 



A potem poszedłem do college'u i spotkałem ludzi, którzy nie wiedzieć czemu postanowili być moimi przyjaciółmi i ... nauczyli mnie... właściwie wszystkiego. Stworzyli mnie, i stwarzają, kimś lepszym, niż naprawdę jestem. Teraz nie rozumiesz tego, co ci mówię, ale kiedyś zrozumiesz: cała sztuka z przyjaźnią polega na tym, żeby znaleźć ludzi lepszych od siebie, nie inteligentniejszych,nie bardziej cool, ale lepszych, serdeczniejszych i bardziej wybaczających, a potem szanować ich za to, czego mogą cię nauczyć, i słuchać ich, gdy mówią ci coś o tobie samym, choćby i najgorszego...albo i najlepszego, to się zdarza; i ufać im, co jest najtrudniejsze ze wszystkiego . Ale też i najlepsze. 





Poruszająca - nie!!! Rozdzierająca to powieść.
Wnikająca tak głęboko, że nawet sny układają się pod nią.
Emocjonalnie wyczerpująca i gdy wydaje się, że już sił nie wystarczy, by kontynuować, okazuje się, że pozostawienie jej byłoby jeszcze gorsze, bo przecież zawsze jest nadzieja, że będzie lepiej - musi być! No i nie porzuca się ot tak bohatera, który stał się Twoim powieściowym przyjacielem. A jeśli okazuje się nagle, że nie jeden nowojorczyk, a dwóch jest Ci tak samo bliskich? To już będzie podwójne porzucenie.
Więc trwałam, zastanawiając się jak to się stało, że dałam się złapać, że nie ma już odwrotu?
Autorka w wywiadzie dla Michała Nogasia w radiowej Trójce daje mi odpowiedź:
To jak z gotowaniem homara. Wkładasz go do letniej wody i podkręcasz ogień, zanim do niego dotrze, co się dzieje jest już nieżywy. Czytelnik mojej książki może odczuć to samo, kiedy dostrzeże, że woda się gotuje aż nie do zniesienia, jest już za późno na ucieczkę z garnka. 

Czytając, często zastanawiam się, czy można tak poczynać z czytelnikiem, emocjonalnie torturować i znowu dostaję odpowiedź:
Nie było moim celem torturowanie czytelnika, chciałam jednak, aby zaangażował się do tego stopnia, by zrozumiał motywację tej postaci.
Czytelnik zostaje sam na sam z bohaterem, by przyjrzeć mu się z bliska i doświadczyć tego, co Jude doświadcza. Czytelnik płaci za bycie z kimś naprawdę blisko.  Poznanie jest pełne i głębokie. A bliskość i zaangażowanie w emocjonalny świat bohatera łączy się z cierpieniem. 

A jak Hanya Yanagihara sprawia, że czytelnikowi udaje się osiągnąć niemal intymną więź z bohaterem? I tu zdradza swój warsztat:
* tok narracji - nie ma w nim przerw, rozdziały nie pozwalają na moment oddechu, jakby tekst cię trzymał
* nie ma osadzenia w czasie historycznym - następuje przenoszenie uwagi czytelnika na świat wewnętrzny, na ich życie emocjonalne. Świat bohaterów staje się światem czytelnika i może wydać się ciasny, bo nie ma dokąd uciec, nie ma nic poza nim, ale to daje możliwość nawiązania z bohaterem bliskich relacji, niemal intymnego kontaktu...
* książka dzieje się we wnętrzach i opowiada o nich w sensie dosłownym i przenośnym. Najwięcej miejsca zajmują monologi wewnętrzne bohaterów, ich myśli. 

Dopiero wysłuchany po przeczytaniu powieści wywiad sprawia, że wybaczam autorce, bo przecież próbuje uzasadniać każdą moją łzę, każdy dreszcz, wewnętrzny krzyk.

Czworo przyjaciół, a wśród nich Willem i Jude - to im pozwoliłam się rozgościć na dłużej.
A tak o powieści mówi pisarka:
"Małe życie" to powieść o męskiej przyjaźni. Męskiej przyjaźni – podkreślam to za każdym razem, bo sposób definiowania i wyrażania uczuć, w tym właśnie przyjaźni, u mężczyzn jest inny niż u kobiet. Podlega pewnym ograniczeniom, które są wynikiem społecznego kodu i naszej kultury. Natomiast ta powieść ukazuje świat męskich uczuć i emocji w całym ich zniuansowaniu. "Małe życie" jest zarazem hołdem pewnemu stylowi życia, który wiodę ja, moi przyjaciele i coraz więcej ludzi wokół nas, zwłaszcza w wielkich miastach: nie jesteśmy samotni, choć nie mamy stałych partnerów, małżonków, ani dzieci. Mamy jednak przyjaciół, bardzo bliskich przyjaciół – jest to życie, można to tak określić, "trzeciego wyboru": nie życie samemu i nie życie w intymnym związku z drugą osobą, lecz życie, w którym nade wszystko liczą się bliskie, wieloletnie przyjaźnie, o które dbasz na co dzień.

- Czy uważasz, że książka może mieć działanie terapeutyczne? - zapytuje redaktor.
- Nie napisałam tej powieści, by komukolwiek ulżyć. Spotkałam ludzi, dla których ta powieść stała się czymś w rodzaju przedmiotu magicznego, który można znaleźć w lesie, wśród korzeni drzew. Ubiera w słowa ich uczucia, myśli, których nie mogli lub bali się wyrazić. 
A tak podsumowuje Michał Nogaś:
Spotkałem bardzo niewielu tak frapujących bohaterów - kreacja totalna! Wielu pisarzy marzy, by powołać do życia taką postać. 
I nie sposób się nie zgodzić, bo portrety psychologiczne są genialne, monologi wewnętrzne do bólu prawdziwe. Mówi się także wręcz o ekstrawagancji uczuć.
W powieściach zawsze szukam języka - tu nie znalazłam, jednak tym razem coś innego chwyciło mnie najmocniej i do tej pory nie chce puścić, a mianowicie bohaterowie i wszystko to, czego mnie nauczyli, dzieląc się sobą.  

Wywiad z pisarką ukazał także ciekawą stronę samej inspiracji:
Mnie inspiruje sztuka współczesna. Na pulpicie komputera miałam folder z wybranym zdjęciami, rysunkami i obrazami, od których od czasu do czasu sięgałam, by nadać opowieści, albo poszczególnym scenom, odpowiedni nastrój i ton. Nie polegało to na opisywaniu tego, co przedstawiał obraz, ale na opisaniu uczucia, które wywołuje, zapis stanu, w który może prowadzić. W jakiejś mierze"Małe życie"jest więc literackim odpowiednikiem niektórych dzieł sztuki wizualnej. Były one niejako drogowskazami w tworzeniu tej opowieści.









Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...