Ostatnio w "Dużym Formacie" przeczytałam niezwykle ciekawy reportaż "Depresja górala" K. Oprzędka i B. Kurasia. Już sam tytuł nieco tłumaczy dlaczego mieszkańcy Podhala targną się na swoje życie dwukrotnie częściej niż ci z innych regionów Polski.
"Zacząłem szukać w pamięci tych, którzy w ostatnich latach porwali się na własne życie. Było ich wielu, w większości mieli po 20, 30 lat. Zastanawiałem się: może nie wytrzymali pędu do sukcesu, czy weszli w nieudane biznesy, a może mieli problemy w miłości. To byli samodzielni, odważni, honorowi ludzie, ale widocznie nosili w sobie jakąś kruchość, której nikt nie zauważył. Przed halnym taka kruchość z człowieka wyłazi"*.
Kruchość, delikatność ukryta w najsilniejszych, niezauważalna i zaklęta w ciszy przed burzą, w ciszy przed halnym... a lekarstwo?
"Czasem obrazy syna wracają mi na pamięć. W takich momentach ratuje mnie góralska muzyka. jak kapela zagra czuję taką głębię Tatr, a w niej spokój. Ale najważniejsza jest wiara. Gdybym jej nie miał, mógłbym nie wytrzymać i w tym wszystkim się zatracić. Wiara to nie tylko zdrowaśki, ale też umiejętność bycia samemu. Nie chodzi o to, by uciekać od ludzi, tylko żeby pogadać z Bogiem i odzyskać spokój. Trzeba dużo spacerować po górach, bo tam jest bliżej nieba"*
*A. Gąsienica-Makowski- starosta tatrzański, którego syn popełnił samobójstwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz