sobota, 15 września 2012

Sushi popijane dowcipem W. Allena - Śniadania - część I

Śniadania otwierające nam dzień.
Zmieniające się jak pory roku.
Codzienne, weekendowe, wojażowe...  w samotności, wśród bliskich, z telewizorem, radiem,  gazetą, książką, słoneczne, deszczowe, poranne, popołudniowe, wieczorne. 
Przebogate menu.

Jeśli ktoś na przykład na śniadanie zjadłby najnowszy film W. Allena z pewnością dzień rozpocząłby perlistym śmiechem.
Zakochani się w Rzymie  rozkochuje w sobie, bo ma lekkość, dowcip i zagrany jest po mistrzowsku.
U mnie na czwartkową kolację, ale ze śmiechem -oczyszczającym, potrzebnym - do łez -lejących się strumieniem po uniesionych radością policzkach.

A może jak Joanna Bator autorka książki Japoński wachlarz. Powroty (książka pożyczona od Przyjaciółki i jak sama autorka napisała we wstępie, jest to przewodnik osobisty i subiektywny, pozostaje tym czym był od początku: kolekcja obrazków z podróży kreślonych wzorem zuihitsu, czyli tak jak pędzel prowadzi, a to, co wychodzi spod pędzla doprawdy zdumiewające i zacytuję zapewne jeszcze nie raz)  warto byłoby sięgnąć na śniadanie po sushi?

Sushi na śniadanie może wydawać się dziwnym pomysłem i mnie prawdopodobnie nie przyszedłby on nigdy do głowy, gdyby nie Yukiko. ... Wprawdzie nie byłam jeszcze w Japonii tak długo, by widok żywej ryby wzbudzał we mnie głód o siódmej rano, ale uznałam, że nie jest to doświadczenie, które mogłoby mi zaszkodzić. 

Wielkość sushi podobno  ponoć dostosowana została do kobiecego gustu; panie nie chciały zbyt szeroko rozdziawiać buzi, bo uważano to za nieeleganckie. 

Japończycy wierzą, że kobiety nie nadają się do tej pracy z powodu zbyt ciepłych dłoni, które niepotrzebnie grzałyby ryż. 

Bar sushi na terenie targu Tsukiji, do którego zabrała mnie Yukiko, należał do bardziej tradycyjnych. Klientela składała się głownie z robotników.
- Irasshai - przywitał nas personel zwyczajowym serdecznym okrzykiem, a goście siedzący przy kontuarze, odwrócili zdumione twarze w naszą stronę. Normalne kobiety nie wpadają do takich miejsc o siódmej rano.

 Ta "niebiańska kombinacja" jak napisał jeden z zachodnich miłośników japońskiej kuchni, jest w stanie uwieść nawet bardzo konserwatywnych gaijinów, którzy po pewnym czasie stają się namiętnymi pożeraczami sushi, chociaż przedtem w ogóle nie jadali ryb. Mnie nie trzeba było przekonywać, ale dopiero w Japonii doświadczyłam sushi - ekstazy, sushi błogostanu, kulinarnej rozkoszy niemożliwej do zaznania nigdzie indziej. 
Sushi w małym barze na Tsukiji było wspaniałe, świeże, bezpretensjonalne i -jak się okazało- idealne na śniadanie po nieprzespanej nocy.





Na naszej deseczce odnalazłam tamago - wzrok na prawo.

Za oszkloną gablotą  kontuaru wyeksponowane były dzisiejsze specjalności i zaczęliśmy od mojego ulubionego "toro", delikatnego mięsa z brzucha tuńczyka, które smakuje jak najdelikatniejsza wołowina i w ogóle nie ma zapachu ryby, potem była "ika", śnieżnobiała twardawa kałamarnica, "tamago", czyli słodkawy omlet jajeczny przypasany do ryżowego wałeczka paskiem wodorostów, "ikura" czyli ikra łososia, pomarańczowo - złota, wyraźnie rybna, pękająca w zębach.


































Moje ostatnie sushi nie było w barze w Japonii, a w pięknej kamienicy wrocławskiego budynku, pewnej lipcowej soboty zalanej słońcem.
Nie na śniadanie, a raczej lekki obiad, choć w pewnym sensie także po nieprzespanej nocy. 
I Przyjaciółka i Pan Tau i także Lampeduzianka (chociaż ona może bardziej przez wnętrze niż smaki) - wszyscy wyłapaliśmy kulinarny błogostan - jak to nazwała Joanna Bator.
A gdyby tak połączyć lato miłości w Rzymie i smaki Japonii - lekkość, błogość, oczyszczające doznanie towarzyszyłoby nam zdecydowanie dzień cały, może i z delikatnym wychyleniem się na drugi, trzeci... ?


15 komentarzy:

  1. nigdy się do sushi nie przekonałam :(, ale filmik chętnie bym obejrzała )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie przekreśliłaś sushi, więc może przyjdzie czas:)

      Usuń
  2. dobrze jest się pośmiać. szczerze, głośno, z zachwytu, oczyszczająco.

    // zdjęcie wzmogło mój apetyt na sushi, który ostatni raz zaspokajałam ponad dwa tygodnie temu w małej japońskiej kanjpce na warszawskiej woli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mała japońska knajpka - coś dla mnie i zupełnie nieosiągalne na co dzień.

      Usuń
  3. Już wiem, jak potrzebuję się nawdychać romantyzmu, to muszę przyjść tuuu ooo i czytać i czytać i czytać...

    a sushi bardzo lubię, szczególnie kiedy robi je moja córka z zięciem...

    dziękuję za wieści, film chętnie obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sushi przygotowane sercem przez najbliższych to dopiero smak!

      Usuń
  4. mniam:)

    a widziałaś film" Jiro śni o sushi" ?
    jesli nie, to koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Joannę Bator jadłam;), ale sushi nie. Do nadrobienia:)

    Allena uwielbiam, choć nie wszystkie filmy, a ten skoro polecasz, to na pewno obejrzę.

    Miłych poranków życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sushi tak pyszne jak Bator.
      Film nie należy do jego najlepszych filmów, ale śmiech wyzwalający z okowów ciężaru dnia;)
      I Tobie porankowania smakowitego.

      Usuń
  6. Sushi nie lubię, ale film chętnie bym obejrzała. Poluję na niego, ale ostatnio tyle pracy, że do kina mi nie po drodze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że w sushi nie ma półśrodków - lubi się lub nie.
      Może na weekend drogę do kina odnajdziesz?

      Usuń
  7. My rodzinnie zajadamy się sushi, choć ja mam już na nie mniejszą chęć i ochotę :-) Ostatnio moje dzieciaki jadły właśnie na śniadanie sushi, ale z ogórkiem i awokado :-)
    "Zakochani w Rzymie" - byłam, widziałam, podobał się :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sushi na śniadanie pałaszowane przez dzieci - nadzwyczajny widok!
      Mnie urzekła lekkość filmu.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...