piątek, 7 października 2016

Porywam się z motyką na słońce?

Samochody pędzące z rykiem do tunelu, innych dzielnic, innych miast, centrów handlowych i alej, wielkie bezosobowe strumienie transportu międzystanowego. W tym szumie kryła się olbrzymia, kusząca samotność, prawie jak wezwanie, jak zew morza, i po raz pierwszy zrozumiałem impuls, który kazał tacie wybrać pieniądze z konta, odebrać koszule z pralni, zatankować samochód i wyjechać bez słowa z miasta. Spieczone słońcem autostrady, podkręcona muzyka w radiu, silosy zbożowe i spaliny, wielkie połacie ziemi ciągnące się po horyzont, wszystko kuszące jak skrywana słabostka.
                                                                                                                                                                        Donna Tartt  Szczygieł



Część teoretyczna za mną. Przerobienie około 2000 pytań otworzyło mi oczy na niuanse podróżowania samochodem, które kiedyś były dla mnie niezauważalne. Krajobraz znaków, tablic, wirowania rond, krzyże skrzyżowań - i świat już nigdy nie będzie dla mnie taki sam. Już zawsze, nawet będąc pasażerem, wzrok z osobliwości jaką niesie ze sobą niebo, zachód słońca czy zaskakujące uczesanie pól, będzie wędrował na pstrokate tablice.
Ostatnia sobota zwieńczona kawą na jesiennych fotelach, gdzie z kuzynką opijałyśmy nasz testowy sukces, przyprawiając go jeszcze cynamonowym pyłkiem i debatując o jeszcze nieznanym werdykcie Literackiej Nagrody Nike.
Środowa pierwsza jazda (nie licząc tej mężowej, ograniczającej się do odpalania samochodu i przejechania 20 metrów nieuczęszczanej przyleśnej drogi) pokazała mi, że porywam się z motyką na słońce, a jak to napisał Mirosław Bańko -znany językoznawca i leksykograf - "porywać się z motyką na słońce to nadal jest zadanie dla śmiałków" wyjaśniając, dlaczego w tym zwrocie nie należy używać księżyca, na którym już przecież ktoś stanął.
Jaki ze mnie śmiałek? - zapytałam siebie dyskretnie, może jest coś, o czym nie wiem? Odpowiedź nie padła, ale za to padło moje ciało... z wycieńczenia, które jednocześnie doznało rewolucji żołądkowej. Dwugodzinna jazda z instruktorem, który od razu zabrał mnie w trasę, z zahaczeniem o kluczenie po mieście (na szczęście moje ma zaledwie 20 tyś, mieszkańców), pokazała mi jaki ogrom pracy przede mną, by zsynchronizować wszystkie czynności i jeszcze słuchać ze zrozumieniem komunikatów nad wyraz spokojnego nauczyciela. Kierownicę ściskałam tak mocno, jakby od tego zależało moje życie.
A niebo tego dnia płakało i sunęliśmy tym morzem łez. Moje wnętrze także płakało ... .
Może kiedyś i o mnie będzie powyższy fragment. Teraz jednak trudno w to uwierzyć.
Pomysł zrodził się, gdy CasaBlanka leżała w szpitalu wojewódzkim oddalonym 50 km od naszego miasta, gdzie jeździłam autobusami, szynobusami, by zmienić męża, a że i kuzynka się zdecydowała, łatwiej i raźniej razem.






Pożegnanie lata


                                                                             ***

Morze aż śmiesznie piękne, nieprawdopodobne,
Zupełnie nieprawdziwe, wprost niedopuszczalne;
Tak ciemnofijołkowe szalonym szczęściem triumfalne
                                                                                                              Morze przesadne Leopold Staff


Londyńskiej przechadzki część druga.

Jedna z największych niespodzianek naszej londyńskiej wyprawy czekała na mnie nad morzem, bo i ono zaszumiało w uszach i to jak niebanalnie i nie piasek wymasował stopy, a kamienie, które to z uwagą CasaBlanka rzucała w butelkę. Śpiewnie, gwarno, ze słońcem pod pachą, tysiącem ludzi, milionami słów w powietrzu. Wyobrażając sobie Brighton jako nasze Międzyzdroje, w porywach Kołobrzeg, cały pobyt przecierałam oczy ze zdumienia.
Leopold Staff podkreślił słowami to, co ja próbuję przekazać obrazem - Brighton przesadne ;)


































6 komentarzy:

  1. Świetnie patrzyłaś na Londyn :) i trzymam kciuki za kółko i dobrą stronę jazdy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze zostało trochę londyńskich spojrzeń - niekiedy z przymrużeniem oka;)A kciuki potrzebne bardzo!

      Usuń
  2. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po przeprowadzce na wieś było zrobienie prawa jazdy. To jest wolność i niezależność - warta każdej ceny, nawet tych skurczów żołądka.
    Moja teściowa dodawała mi wtedy odwagi słowami: "To jest jak jazda na rowerze, nauczysz się i nie zapomnisz."
    Zobaczysz, tak będzie u Ciebie. Już za rok będziesz śmigać słuchając sobie radia i pogwizdując :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, jak ważny i motywujący jest cel - a niezależność bezcenna. Podobno tak ciężko to tylko na początku - tym się pocieszam.
      Dziękuję za słowa dodające sił :)

      Usuń
  3. Mark Twain powiedział:Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj. Śnij. Odkrywaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak właśnie to wygląda - prawko to odwiązywanie lin, opuszczanie bezpiecznej przystani. Ale może w końcu złapię pomyślne wiatry, a wtedy już tylko podróże i odkrycia ;) Dziękuję za Marka Twaina i za odwiedziny:)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...