poniedziałek, 28 października 2013

"Syreni śpiew kuchni" zasypany gradobiciem okruchów.

Zaczynamy od jesieni, bo wtedy wszystko się zmieniło.
Lubię jesień bardziej niż inne pory roku za jej mgliste poczucie celowości,
niedoświetlone poranki, ogniska, pieczone ziemniaki, nostalgię, kasztany i fajerwerki.

                                                                                                    Sophie Dahl - Apetyczna Panna Dahl 

























Rzadko obecna.
Jesienna już jestem i kuchenna, pomiędzy subtelnym jeszcze zachwytem tym, co za oknem i coraz odważniejszym spojrzeniem na to, co we wnętrzu odnowionej kuchni - tej wyczekanej. 
I pasują do niej książki kucharskie, które czytam częściej i oglądam niż wykorzystuję w praktyce.   
Ta książka ze zdjęcia otwarta na stronie, gdzie widnieje napis : mocna herbata i Miles Davis zaczyna się tak:

Był koniec września. Miałam osiemnaście lat i właśnie zupełnie bezceremonialnie skończyłam szkołę. Nie miałam pojęcia, czym chciałabym się zając, poza niejasną wizją, że zostanę pisarką, zamieszkam we włoskim palazzo i adorowana przez jakiegoś Włocha, który będzie codziennie wysyłał do mnie listy miłosne, będę przemykać przez rzymski rynek w sukni a la Sophia Loren z koszykiem dojrzałych, wonnych fig. Próbowałam wytłumaczyć to mojej matce w czasie lanczu , który jadłyśmy w restauracji przy Elizabeth Street w Londynie. Jakoś nie podzielała mojego entuzjazmu.





Każda pora roku zaczyna się przedmową - osobistą, do zaczytania.
Ta jesienna, którą rozpoczęłam, kończy się tak:

   I wiecie co? Jestem znów w miejscu, w którym byłam, mając siedem lat, może poza koralową szminką i niepowtarzalnymi kapeluszami. Nie udało mi się umknąć  przed syrenim śpiewem kuchni, której jestem nieodłączną częścią. Mówię o kuchni w sensie dosłownym i metaforycznym. 
  Atmosfera kuchni jest lekka i odprężająca, a budzące poczucie winy podejście do jedzenia absolutnie niedopuszczalne. Cenimy sobie uzdrawiającą moc czekolady. W kuchni jest piec, przy którym leżą psy ze schroniska... Przy oknie może stać pianino... W długie letnie dni drzwi do ogrodu są szeroko otwarte, a po kuchni lata kilka leniwych, nieżądlących pszczół. Kiedy pada, jest tu miejsce, żeby poczytać, a łyżka sama znajduje drogę do miski z ciastem. Herbatę pije się w poważnych rozmiarów filiżankach... triumfuje poczucie równowagi i humoru. To kuchnia moich dziadków, tylko z fotelem. To leniwe śniadania, przyjaciele kołyszący dzieci na kolanach, niedzielne pożegnania z obietnicą powrotu.

Uwielbiam takie historie zawieszone gdzieś pomiędzy Jajkami w koszulkach na pieczarkach z kozim serem, a Indyjskimi plackami ze słodkich ziemniaków.

    
















       U mnie w czasie niedzielnej sesji leniwy poranek ozdobił kolorowy czajnik, który wybulgotał (bo nie ma gwizdka) melodię mocnej owocowej herbaty, a piosenka Tori Amos o wymownym tytule- Flavor dopełniła całości.
      Już pokochałam surowy (jeszcze czekający na bejcę) sosnowy delikatny stół z Ikei - przy którym wiem, że wydarzy się mnóstwo uczt - naszych malutkich - z Panem Tau i Lampeduzianką, tyleż samo słów wpadnie nam do talerzy i filiżanek, otłuścimy rogi stronom gazet i książek, zasypiemy blat gradobiciem okruchów.
      I choć marzyłby mi się dom z ogrodem, z którego do kuchni zlatują się zasapane dzieci - wygłodniałe po inscenizowanych na świeżym powietrzu baśniach, to mam kuchnię na 3 piętrze i widok z pierwszego zdjęcia i tyle w niej szczęścia, że wystarcza!


15 komentarzy:

  1. Chlebek bananowy Sophie to czysta poezja - tak jak Twoje posty :)!

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie Sophie Dahl nie zauroczyła...co innego Twoje pisanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać - podobnie jak Jo, że na fali popularności skusiłam się na Sophie Dahl. Jej przepisy mnie nie porwały, choć wplecione między nie opowieści bardziej mnie zauroczyły.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czarodziejka słowa z Ciebie:)
    Za książką będę się rozglądać.

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam tę książkę, klimat wspomnień...uwielbiam obie, wydane w Polsce, książki Dahl, choć ta pierwsza bardziej zachwyca opowieściami...

    OdpowiedzUsuń
  6. Często coś kuchcę z tej książki i życzę i Tobie smacznych kulinarnych z nią przygód w nowej kuchni. :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie książki tylko będąc sytym:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Z programu Sophie tak mi utkwiło w pamięci jedno zdanie, co je sobie powinnam wytatuować chyba: "Życie byłoby utrapieniem, gdyby nie czas na zapatrzenie" Święta prawda!

    OdpowiedzUsuń
  9. Zatem niech na blacie drewnianego stołu co dnia odciskają się ślady Waszego szczęścia:)

    O książkę Panny Dahl potykam się, co jakiś czas, ale Ty zachęciłaś mnie opowieściami najskuteczniej, już teraz nie ma odwrotu, nawet jeśli miałabym bardziej czytać i oglądać niż wg niej pitrasić:) Przekonała mnie poczuciem równowagi i humoru, w połączeniu z mglistym poczuciem celowości jesieni :)
    Niesamowita ta panna:)
    Twoje pisanie również:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. Przepraszam za taką ilość komentarzy,
    nie wiem co zrobiłam nie tak, że tyle razy się wydrukowało.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...