czwartek, 7 marca 2013

"Strasznie głośno" pomiędzy słowami i "niesamowicie blisko" serca...


Są takie książki, które od pierwszych słów komunikują się z tobą.


Taki czajnik. Co by było, gdyby zaczął otwierać i zamykać dzióbek, kiedy uchodzi para, i gdyby ten dzióbek przeobraził się w usta, które potrafią gwizdać piękne melodie, przemawiać cytatami z Szekspira albo po prostu nabijać się ze mnie? Mógłbym wynaleźć czajnik, który czytałby mi na dobranoc głosem taty, albo nawet kilka czajników śpiewałoby mi chórem refren "Żółtej łodzi podwodnej" [...]



A miniaturowe mikrofony? Co by było, gdyby ludzie je połykali i gdyby te mikrofony przesyłały bicie do ubrań? Jeżdżąc na deskorolce po ulicy, słyszałoby się bicie serca innych ludzi, a oni słyszeliby twoje, działałoby to jak sonar. Zastanawia mnie tylko jedno: czy wszystkie serca zaczynałyby bić równocześnie, tak jak to jest u kobiet, które, kiedy mieszkają razem, dostają w tym samym czasie miesiączki, o czym akurat wiem, choć tak naprawdę wcale nie chcę wiedzieć. Byłoby to niesamowite tyle, że ten oddział w szpitalach gdzie rodzą się dzieci, dzwoniłby jak kryształowy żyrandol na mieszkalnej barce, bo niemowlęta nie miałyby czasu, by zgrać rytm swoich serc. A na mecie nowojorskiego maratonu bicie serc brzmiałoby jak kanonada artyleryjska.

Dziewięcioletni Oskar -zamykający się jak w śpiworze przed swoją mamą po śmierci taty,
piszący regularnie listy do Stephena Howkinga (brytyjskiego astrofizyka, kosmologa, fizyka teoretyka)
z wyrazami gotowości, by zostać jego protegowanym, wynalazca, frankofil, kolekcjoner, który odnajduje osobliwy sposób, by poradzić sobie ze stratą najbliższej osoby.
Jednak nie tylko o nim jest ta historia.
Powieść jest jednak wielowymiarowa. 
Nie ma tu jednak jednego oskarowego narratora - nadającego dziecięcego ducha opowieści.
Jest także dziadek i jego nieprawdopodobna historia :

Każdy dzień był jakby przykuty do poprzedniego. Ale tygodnie miały skrzydła . Ci którzy są przekonani, że sekunda jest szybsza niż dziesięć lat, nie żyli moim życiem.

Mam Ci tyle do powiedzenia ale problem w tym, że zaczyna mi brakować czasu, miejsca, ten zeszyt się zapełnia, a końca nie widać,rozejrzałem się dziś rano po mieszkaniu po raz ostatni i wszystko było zapisane, słowa pokrywały ściany i lustra, zwinąłem chodniki by móc pisać na podłodze, pisałem na szybach i butelkach wina, które dostawaliśmy i które pozostawały niewypite, chodzę w koszuli z krótkimi rękawami nawet wtedy, kiedy jest zimno, bo moje ramiona też stały się stronicami zeszytu. Ale zbyt wiele jest do wyrażenia. 

Jest i babcia, z której wypływa niespokojny ocean wydarzeń równie zadziwiających, bo przecież połączonych z dziadkiem.

Zabawna, 
zastanawiająca, 
nietuzinkowa, 
nadzwyczajna.

A wizualna strona?

















Fascynujące było to, co wyczytałem w "National Geographic", a mianowicie, że obecnie żyje więcej ludzi niż zmarło ich w całej historii ludzkości, innymi słowy, gdyby wszyscy jednocześnie chcieli zagrać Hamleta, nie mogliby, bo zabrakłoby czaszek.   

Jeden z jego piękniejszych wynalazków:

Tej nocy przed zaśnięciem wymyśliłem specjalny system drenów, które byłyby zainstalowane pod każdą poduszką w Nowym Jorku i łączyły się ze zbiornikiem w Central Parku. Kiedy ludzie płakaliby w łóżku , wszystkie łzy spływałyby w jedno miejsce i rano facet od prognozy pogody mógłby informować, czy poziom łez w zbiorniku podniósł się, czy opadł, i wiedziałoby się, czy cały Nowy Jork jest w dołku, czy nie. A kiedy zdarzałoby się coś naprawdę strasznego - jak atak nuklearny, albo przynajmniej bakteriologiczny - wtedy zawyłaby niesamowicie głośna syrena, nakazując wszystkim, żeby szli do parku układać wokół zbiornika worki z piaskiem.

Mogłabym cytować w nieskończoność, bo i książka jest jednym wielkim cytatem, wszystko tam tętni, nawołuje, próbuje cię odnaleźć.
Film na podstawie powieści wciąż przede mną.
Gdyby można było wybrać książki, które zapomniałoby się natychmiast po przeczytaniu, ta z pewnością byłaby moim faworytem, tak bardzo chciałabym ją  poznawać wciąż od nowa.

Do powieści tak smakowitej polecam domowe ciasteczka maślane.
Delektujcie się więc słowami  i pieczonymi cudeńkami.
















9 komentarzy:

  1. czytalam ksiazke i ogladalam film :)naprawde smakowite kaski:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na mnie czeka i książka i film. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapachniało... i ciasteczkami też :)

    OdpowiedzUsuń
  4. och, a ja miałam zamiar oglądać film jakoś niedługo! i teraz mam dylemat! tak zachęcasz!! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Książki w dłoni nie miałam, ale widziałam film i trochę żałuję, że w takiej kolejności poznałam tę opowieść, bo wolałabym najpierw smakować słowa, a potem delektować się obrazem...
    Nic to, teraz muszę poczekać z lekturą, aż trochę zapomnę:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Połączenie idealne - dobra książka i coś słodkiego:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tym razem film, wyprzedził książkę, nie wiem jak mogłam do tego dopuścić?!
    Są książki, które się komunikują z nami od pierwszych słów:) Święta prawda!
    Pozdrowień moc przesyłam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Słyszałam o niej - a konkretnie słyszałam o filmie. Ale wolę najpierw przeczytać książkę:)

    OdpowiedzUsuń
  9. widziałam film - dotknął mnie mocno. a teraz tymi fragmentami i recenzją książki spowodowałaś, że chcę ją mieć. tak właśnie, nie przeczytać - MIEĆ. dzięki!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...