Wiosenniejemy.
Przeciągam się pod słońcem.
Na dywanie ogrodowych tulipanów stąpam najdelikatniej, by nie spłoszyć szmerów wiosny.
Pierwsza wiosna LeoNarda.
Krążymy to tu, to tam, zahaczając o pałacowe włości, gdzie wnętrza wdzięczne fotograficznie i kawa nasiąka niecodzienną, niespieszną atmosferą. Gości jeszcze nie ma ( w ofercie tylko napoje), bo sezon dopiero się zacznie, więc czujemy się jak państwo na włościach.
Ciepła zieleń, za którą wyglądałam od początku miesiąca z nadzieją zahacza o dusze, które ogrodowym trwaniem spragnione.
Na razie jednak domowo, bo choroby właśnie zagościły na dłużej. CasaBlanka przedszkolnie kaszląca, a LeoNard oskrzelowy, wyłapujący jej przeziębienia. Inhalacjom nie ma końca... .
Z książką pod pachą
Listopad jest jak sen sztucznych światłach, autobusy stoją w korkach, zacina bury deszcz, a o poranku na Jasnej można zobaczyć kałuże o brzegach żółtych jak pudełeczka w jajkach niespodziankach. Dalekie domy spowija mgła, której pasma, niby otępiałe duchy, wkręcają się w nagrobki cmentarza Starofarnego. Rowery stoją już w piwnicach, woda tryska spod kół śmieciarki, przechodnie nastawili kołnierze, naciągnęli na uszy czapki, ale chłód i tak wwierci się pod ortalionowe kurtki i prochowce. Golfy pod puchówkami nasiąkają potem.”
Jestem po lekturze " Innej duszy" i jakże mi w duszy echem rozbrzmiewa jeszcze ta powieść.
Mocna, mroczna, poruszająca - taka, co nie przed snem, bo poduszka może nie udźwignąć ciężaru myśli. Jędrek, Krzysiek i Darek - trzech dojrzewających chłopców, których świat poznajemy na początku. Lata dziewięćdziesiąte to także mój czas, więc może tym bardziej bliższe to wszystko.
Pierwsza książka Łukasza Orbitowskiego jaką miałam w rękach i raczej nie ostatnia. Uwodzi językiem - tym mnie zdobył i jeszcze jedna z narracji jest pierwszoosobowa - potęgująca całość, to ona nie daje spokoju, wzrusza do głębi. Świat widziany oczami jednego z chłopców to nie jest dobry świat, bo w nim życie u boku ojca alkoholika:
Bez większych nadziei odwiedzam cmentarz Starofarniany. Tatko uwielbia to miejsce, w lecie potrafi przesiedzieć tu całą noc, mamy jednak listopad. Woda błyszczy na katafalkach, marmurowy Chrystus przyjął pozę jakby puszczał przodem jakąś ładną dziewczynę. Pozieleniały, smutny anioł opiera się o krzyż[...] Wyobrażam sobie ojca śpiącego w trumnie, na wzór Drakuli, jak leży sobie na plecach i uśmiecha się przez sen. Podnosi się gwałtownie. we włosach ma pajęczyny i liście, w uszach wosk, a na rękach krew. Otrząsam się.
i matki:
Gdyby matkę wystawić na zewnątrz, zmieniłaby się w mokry pomnik żony udręczonej.
Książka nagrodzona Paszportem Polityki.