Wczoraj w radiowej Trójce zasłuchałam się w uwielbiany przeze mnie głos Marysi Seweryn czytającej powieść Sylvie Simmons " Serge Gainsburg" i tak się ciekawie złożyło, że dowiedziałam się o genezie piosenki "Je t'aime... moi non plus" i o Brigitte Bardot maczającej w tym swoje piękne wówczas paluszki. A On - cóż za postać: kompozytor i piosenkarz, aktor, scenarzysta i reżyser - niepiękny, a pięknie rozkochujący w sobie te najpiękniejsze piękności.
Marysia sprawia, że książka nabiera jeszcze bardziej pasjonującego charakteru, do tego podkład muzyczny - mistrzowsko! Nie jestem fanką audiobooków, albo po prostu nie trafiłam na lektora, który by mnie zaczarował i poprowadził głosem - ona sprawiła, że wsiadłam na gapę do jej pociągu i marzy mi się niekończąca się podróż.
Trafiłam zupełnie przypadkiem w samochodzie, a podobno czytana już od pewnego czasu.
Wczoraj była premiera książki - a te biograficzne - wciągają po stokroć... .
Czy też tak macie, że biografie - zwłaszcza artystów- sprawiają, że nagle chcecie zgłębiać ich sztukę i niekiedy postać, na którą wcześniej nie zwracaliście uwagi, staje po stronie tych wielbionych przez Was?
Oj ja tak mam.
A Marysia od dawna u mnie na lodówce - uwielbiam to zdjęcie z jedną z córek - z czasopisma Gaga.
Zawisło jeszcze wtedy, kiedy marzyłam, by mieć podobną fotografię i ... spełniło się - prawie. Lampeduzianka już coś rysuje, ale pod moim okiem, bo gdy z oka spuszczę, ona w oka mgnieniu wkłada wszelkie pisadła do ust - oczywiście piszącą stroną, ale przynajmniej nie zjada już kartek :)