wtorek, 17 lutego 2015

"Co mam powiedzieć" - świat mi się rozszerza.

Stanisław Barańczak

CO MAM POWIEDZIEĆ
Który to świat, czy ten? Nie w takt, niespodziewane
targnięcia wiatru szarpią rozespanym niebem.
Co mam powiedzieć, wie, że będzie powiedziane.

Furkot wróbla. Filc piłki uderza o ścianę
garażu. Szum z odległych szos. Znów, po raz nie wiem
który: to świat, czytelne "tak", niespodziewane

przybicie stempla słońca na kolejny ranek,
którego mogło nie być, a jest, cały, jeden.
Co mam powiedzieć? "Wierzę"? Będzie powiedziane

tak wiele słów, a żadne nie złożą się w zdanie
proste oznajmujące o Wielkim Niemym,
który, osiadłszy w tętnie, tka niespodziewane

skrzyżowania przypadków na tej jednej z planet,
w jednym z ciał, między jednym a następnym mgnieniem.
Co nam w powiewie, w wietrze będzie powiedziane

na ucho, to się może w głębi krtani stanie
słowem, uwięzłym między podziwem a gniewem,
które poświadczy, będzie trwać, niespodziewane.
Co mam powiedzieć - wierzę - będzie powiedziane.









Jeszcze niedawno dobrze mi było z zaokiennym krajobrazem rozjaśnionym bielą.
Łagodniałam z nim, mogłam bezpiecznie obserwować, bo to na co patrzyłam, przyprawiało mnie o mdłości. Ośnieżone dachy dawały wytchnienie. Ostre zestawienia kolorów były nie dla mnie, nawet  niektóre książki odrzucałam, bo okładka powodowała wewnętrzne zawirowania.
Jedzenie... nie wiedziałam, że może być torturą, a nie przyjemnością. Co dwie godziny sięgałam po nie tylko po to, by zagłuszyć mdłości. I nie było w tym tańca smaków. Poliki rosły, a ja przełykałam nie tylko dla siebie... .
10 grudnia był wielkim zdumieniem.
Zamyśliłam się wtedy nad śniegiem z nieba - płatkami - ptakami... .
Wiedziałam, że od tego dnia czas zwolni. Dwie kreseczki zawróciły tak, że czas jakiś unosiłam się nad ziemią. Sprawdzałam czy śnię.
Byliśmy wciąż w zamyśleniu, odkładaliśmy konkretny plan, ciesząc się rosnącą CasaBlanką. Rozmowy pojawiały się i zawsze wieńczył je argument : CasaBlanka musi mieć kogoś, nie może być sama.
Po radości pojawiło się drżenie o nowe życie. Po dwóch tygodniach, w czasie których prawie nie wstawałam z łóżka, okazało się, że ciąża była bliźniacza, a przetrwało jedno Maleństwo.
Teraz wiem, że rośnie w siłę, choć płeć jeszcze nieodkryta.
Chwytam słońce w ramiona, świat mi się rozszerza, ciało nie krzyczy już tak zawzięcie, oznajmiając mi na każdym kroku, że Ktoś tam u mnie jest! Delikatniej się ze mną obchodzi, pozwalając na zacieśnianie relacji z Mieszkańcem mojego "wewnętrznego" świata. Już czwarty miesiąc naszej znajomości rozpoczęty.
Nie mdli mnie już świat ;) Cieszę się, że wracam! 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...